O zarządzaniu lękiem

Lęk to emocja, przez którą najłatwiej wpływać na innych. Kontrolować, wymuszać, manipulować. Można mówić o swego rodzaju zarządzaniu lękiem, czyli o strategii wywierania wpływu na drugą osobę za pomocą strachu. To narzędzie powszechnie stosowane we wszelkich relacjach, zwłaszcza tam gdzie dominuje wymuszone posłuszeństwo. Widać to w kościele, w domach rodzinnych, w pracy, w polityce, itd. Ciągle ktoś kogoś straszy, żeby wyegzekwować określone zachowanie. Jaskrawym przykładem jest działanie kościoła. Oczekuje posłuszeństwa w oparciu o system nagrody (zbawienie) i kary (potępienie). I żeby to mogło działać potrzebny jest lęk. Bez niego presja nie będzie skuteczna. Dlatego ten lęk musi być kreowany i nieustannie podtrzymywany. Stąd potrzebne jest straszenie karą, kuszenie nagrodą, manipulowanie prawdą, kreowanie wrogów (lewacy, ateiści, itd.) czy niebezpieczeństw (ideologia LGBT, joga, itd.). Wszystko to umożliwia kontrolowanie i wpływanie na ludzi. Jednocześnie nie byłoby to możliwe gdyby nie określony styl wychowania i edukacji. Również oparty na wymuszonym posłuszeństwie. Można powiedzieć, że w tym kontekście relacje pomiędzy kościołem a wiernymi oraz dorosłymi a dziećmi są podobne i wzajemnie się wspierają. W obu przypadkach oparte są na posłuszeństwie i zarządzaniu lękiem. Na systemie kar i nagród. Od dziecka obcujemy z tym sposobem traktowania, zarówno w domu („jak nie będziesz grzeczny to będzie kara”) jak i w szkole („jak nie będziesz się dobrze uczył to zmarnujesz sobie życie”). Stąd podobny schemat straszenia i wymuszania panuje niemal we wszystkich sferach naszego życia. Tak jest w pracy („staraj się bardziej bo stracisz premię”), w polityce („jeśli wybierzecie tamtych, nasz kraj upadnie”), w relacjach miłosnych („nie odchodź bo coś sobie zrobię”), i tak dalej. Każdy z pewnością znajdzie podobne przykłady w swoim życiu. Bowiem zarządzanie cudzym lękiem to nasza codzienność. Wręcz nawykowy styl bycia. Zawsze wtedy, gdy chcemy coś wymusić. Zachowania oparte na zasadzie „kija i marchewki” mamy wręcz w genach.

Dlaczego tak jest? Widzę co najmniej trzy główne przyczyny:
Pierwsza, to światopoglądowy monolit. Powszechne przekonanie, że jest jedna słuszna prawda, której należy się trzymać, bo jak nie to będzie źle. Przejawia się to w religii (wiara w jednego boga) w nauce (jedynie słuszne paradygmaty), w życiu społecznym (trzeba mieć rodzinę, pracować, itd.). I towarzyszy temu lęk, że wszelkie odstępstwa od tego monolitu zostaną ukarane. Albo wykluczeniem, krytyką czy wyśmianiem, itp. Matrycą dla takiej postawy jest dobrze znane z dzieciństwa hasło „masz się słuchać”. Wmówiono nam, że trzymanie się ww. prawd jest niezbędne do życia. Stąd jesteśmy od nich wręcz uzależnieni. Dlatego tak łatwo nas kontrolować i poddawać manipulacji za pomocą lęku. Straszyć konsekwencjami za odstępstwa od tego co powszechnie uznane.
Druga przyczyna, to powiązane ze wspomnianą ideologiczną sztywnością przekonanie, że życie jest poważne i poważne jest wszystko co robimy. Nasze społeczne role oraz życiowe decyzje. Brak w tym luzu i dystansu. Wszechobecna powaga odbiera nam wolność i lekkość i głównie generuje lęk. Bo skoro życie ma być poważne, to naturalne jest, że się o nie boimy ale też tego co przyniesie.
I wreszcie trzecia przyczyna, emocjonalna. Nie umiemy przeżywać emocji i w efekcie się ich boimy. A szczególnie lęku. Dlatego zrobimy bardzo dużo, żeby go nie czuć, żeby nie doświadczać sytuacji, które go wywołują. Stąd nasza uległość, i podatność na presję, kontrolę czy manipulacje. Byleby tylko się nie narażać i nie musieć się bać. To czyni nas niewolnikami lęku. Dlatego tak łatwo nim z zewnątrz zarządzać.

To wszystko razem wzięte tworzy idealne warunki dla działań, których celem jest wymuszone posłuszeństwo. Sprawia, że stajemy się niewolnikami, których trzyma w ryzach wykreowany i podtrzymywany lęk. Jednak jest na to sposób. W momencie, gdy nauczymy się go przeżywać, będziemy w stanie przejąć nad nim kontrolę. W efekcie sami będziemy zarządzać własnym lękiem, nikt inny. Dzięki temu odzyskamy wolność.

fot. Anemone123 (pixabay)



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *