Duchowość, świat cudów czy zwykła codzienność?

„Chodzi o to, żeby postrzegać ścieżkę duchową nie jako luksus i przyjemność, ale jako stawianie czoła temu, co niesie życie.” Chogyam Trungpa „Wolność od duchowego materializmu”

Biznes rozwojowy i duchowy kwitnie. Ta dziedzina stała się ostatnio bardzo popularna. Astrologią i tarotem interesuje się nawet szkolna młodzież (wiem od córki :-)). Dla jednych to moda dla innych sposób na rozwiązanie swoich problemów. Duchowość jawi się jako przestrzeń, która ma nam dać wytchnienie od rzeczywistości nazywanej „materialną”. Jako odskocznia od życiowych kłopotów, codziennej gonitwy, zmartwień, itd. Szukamy w duchowości ratunku, ma nas zbawić, wyzwolić. Ale też uatrakcyjnić nasze życie. To źródło żywych doznań i pozytywnych emocji. Również ciekawy temat do rozmów i dyskusji.

Postrzeganie duchowości jest lustrzanym odbiciem naszego podejścia do tzw. zwykłego życia. Przez to dla jednych to moda, dla innych lekarstwo na ból istnienia bądź źródło dobrej zabawy. Duchowość może być też produktem. W naszym skomercjalizowanym świecie bywa takim samym towarem jak samochód, usługi fitness czy zabiegi kosmetyczne. Wspomagana przez techniki marketingowe, identyczne jak w świecie „materialnym”. Obiecuje się szybkie i spektakularne efekty, odzyskanie radości życia, uzdrowienie relacji, bogactwo, itd. Czytamy reklamowe hasła o sesjach, które w krótkim czasie mają odmienić nasze życie. Oczywiście znaczenie ma to, kto je wykonuje, czy jest bardzo popularny, czy ma dobre referencje. Dowodem czyjegoś profesjonalizmu jest również cena. Im wyższa tym większe poczucie, że usługa będzie skuteczna. Że ten, który ją wykonuje dobrze się ceni a to ma świadczyć o jego wartości. W tym duchowym biznesie jest też sporo „akwizycyjnej” otoczki. Dużo przesadnego optymizmu i teatralnej radości. Tak jakby ktoś chciał nam sprzedać pozytywne nastawienie do życia albo handlował marzeniami, jak agent ubezpieczeniowy polisami.

Nie piszę o tym, żeby negować wspomniane usługi. Sam z nich korzystałem i bardzo mi pomogły. Sam też stosuje wiele tzw. duchowych technik w swojej pracy. Chodzi mi jedynie o pokazanie pewnych towarzyszących temu zjawisk, będących efektem naszego ludzkiego pojmowania duchowości. Do przemyślenia. Weźmy na to przesłodzony „hura-optymizm”, czyli obiecywanie cudów w krótkim czasie, bądź to dzięki spotkaniu z popularnym guru duchowym, bądź przez magiczne praktyki, które mają przynieść szybki i głęboki efekt. Kolejna sprawa, to narracja, w której mamy wzbudzać w sobie wyłącznie miłość, wdzięczność i wybaczenie, podążać za świetlistymi energiami oraz utrzymywać w sobie wyłącznie pozytywne myślenie. Unikając przy tym wszystkiego co opozycyjne. Czyli przedstawianie życia w różowych, bajkowych kolorach oraz straszenie ciężkimi energiami, niskimi wibracjami, i tym wszystkim co ma być zaprzeczeniem miłości i światła. W ramach powyższego przekazu duchowość jawi się jako magiczny azyl, miejsce cudów, w którym można odpocząć od szarej codzienności i dostać to o czy marzymy. Gdzie ma być tylko dobrze, gdzie nie ma miejsca na to co trudne, ciemne i negatywne. Jednak z takimi oczekiwaniami możemy się srodze zawieść. Gdyż to co nam się proponuje to swego rodzaju podmiana. Znudzeni bądź zmęczeni dotychczasowym „materialnym” życiem dostajemy bowiem inny super gadżet, tym razem duchowy. I to on ma nam teraz dać szczęście. Wcześniej miały być pieniądze, samochody, pęd za sukcesem, teraz będzie tarot, astrologia, czy oczyszczanie czakr. I po chwilowej euforii, poczuciu, że duchowość to jest to co nas uratuje, przychodzi zwykłe rozczarowanie. Gdyż okazuje się, że magiczne stany, wywołane przez duchowe praktyki nie trwają wiecznie. Okazuje się, że znowu czujemy się tak samo jak przed rozpoczęciem tej ezoterycznej przygody. A często nawet i gorzej. Pojawia się więc zwątpienie czy to ma w ogóle sens.

To co się dzieje wynika z faktu, że znowu daliśmy się nabrać. Piszę „znowu”, gdyż wcześniej nabraliśmy się na coś innego. Na kulturowy przekaz, że zadowolenie da nam to co oferuje świat zewnętrzny – kariera, pieniądze, rodzina, popularność, itd. I teraz znowu dajemy się wkręcić, tym razem obietnicom duchowym. Przez to oczekujemy, że źródłem szczęścia będzie właśnie duchowość. Liczymy, że w końcu dostaniemy to na co tak bardzo czekamy. I nie ma się co dziwić. Przyzwyczajono nas bowiem, że życie to ciągłe dążenie, czekanie, szukanie czegoś innego, lepszego. Bo to co jest, nigdy nie wystarcza. Dlatego duchowość traktujemy jako kolejną zabawkę, która umili nam życie, bądź jako nowe lekarstwo, które nas uleczy. Ale też traktujemy ją jako zjawisko, które sprawi, że poczujemy się lepsi i dumni z posiadania wyższej świadomości. W odróżnieniu od tych, którzy nadal błądzą, przywiązani do świata „materialnego”. Kiedyś o naszej wyższości decydował majątek teraz poszerzona świadomość. Historia się więc powtarza, zmieniły się tylko okoliczności. Można więc powiedzieć, że kręcimy się w kółko.

Opisany stan bierze się z dualnego pojmowania życia i wartościowania tego co jest. Dzielimy rzeczywistość na części. Na materialną i duchową, dobrą i złą, jasną i ciemną, itd. I jednocześnie nadajemy tym częściom określone znaczenie, pozytywne i negatywne, lepsze i gorsze, przywiązując się przesadnie do tej wartościującej klasyfikacji. Stąd bierze się poczucie, że duchowość jest czymś lepszym od materializmu, i dlatego może nas uratować. Od tego co uznajemy za złe, ciemne, negatywne i też materialne. Jednak takie podejście nie przyniesie oczekiwanego efektu. Gdyż rzeczywistość nie jest podzielona. Jest jak jeden organizm, choć oczywiście wielowymiarowy i zróżnicowany. Stąd wspomniana fragmentacja i towarzyszące jej wartościowanie kreuje sztuczną rzeczywistość, która jest jedynie wytworem umysłowej klasyfikacji. Żyjemy więc w iluzorycznym świecie, który jest albo dobry albo zły, materialny bądź duchowy. W efekcie, pewne części tego świata przyjmujemy a inne odrzucamy, za jednymi gonimy a przed innymi uciekamy. Gdy dobre są dla nas rzeczy materialne wówczas o nie zabiegamy, liczymy, że przyniosą nam szczęście. Z kolei, gdy w podobny sposób postrzegamy duchowość, wówczas to na niej się skupiamy, oczekując, że da nam spełnienie. W ten sposób stajemy się niewolnikami kalkulacji własnego umysłu i wynikających z tego oczekiwań. Przez to nie potrafimy przyjąć rzeczywistości takiej jaka jest. Ona ciągle nie pasuje do naszych wyobrażeń, opartych na wspomnianej fragmentacji życia. I dopiero w momencie kiedy odkryjemy, że rzeczywistość wcale nie jest podzielona, że jest właściwa taka jaka jest, wówczas zniknie potrzeba skupiania się na tzw. duchowości, i szukania w niej ratunku. Nie będziemy jej już odróżniać od tzw. świata materialnego, który rzekomo miał być gorszy. Dzięki temu poczujemy prawdziwą ulgę, bo zrozumiemy, że nie musimy już zabiegać o to co uznawaliśmy za dobre i uciekać przed tym co wydawało się być złe. Okaże się bowiem, że wszystko to jest tak samo ważne, tak samo właściwe i tworzy jeden organizm, zwany rzeczywistością. Zobaczymy więc, że świat, w którym żyjemy to zróżnicowana i wielowymiarowa jedność. To świat cudów w zwykłej codzienności, która jest tak samo duchowa jak i materialna, magiczna i realna.

fot. Pexels (pixabay)



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *