Cierpimy w imię zasad

Uwolnienie się od doznanej krzywdy, możliwe jest dopiero wtedy, gdy przeżyjemy ją czysto emocjonalnie. Bez moralnej oceny tego co się stało i szukania winnych. Ponieważ, gdy potrafimy wyrazić żal, złość czy smutek z powodu przykrego doświadczenia, bez skupiania się na jego etycznym aspekcie, wtedy jesteśmy w stanie osiągnąć psychiczny spokój. To jednak bardzo trudne, dla większości wręcz niewyobrażalne. Albowiem od dziecka jesteśmy uczeni, że każde zachowanie ma moralne znaczenie oraz, że idą za nim określone konsekwencje. Wszystko przez obowiązującą od setek lat narrację, w której występuje dobro i zło oraz wina i kara. To jednak w sferze emocjonalnej wcale nie pomaga, wręcz odwrotnie, tylko komplikuje. Bardzo utrudnia uwolnienie się od tego co nas spotkało. Często nawet uniemożliwia. Ponieważ ze względu na wspomnianą narrację koncentrujemy się na moralnym „ciężarze” wydarzenia, które nas dotknęło. Wskutek tego, przesadnie skupiamy się na własnej krzywdzie i na sprawcy, przez co nie potrafimy jej emocjonalnie puścić. Również z powodu złudnego przekonania, że ulgę przynieść może nam tylko zadośćuczynienie dokonane przez winowajcę oraz wymierzona mu kara. Tak mocno jesteśmy przywiązani do tego myślenia, że pomijamy w tym wszystkim emocjonalny aspekt. Nie zdajemy sobie przez to sprawy, że naprawdę pomóc może dopiero swobodne wyrażenie uczuć w związku z tym co się wydarzyło.

Jednak, gdy nawet odkryjemy, że emocjonalne uwolnienie przyniesie ulgę, to pojawia się tutaj dodatkowa przeszkoda. Otóż, zgodnie ze wspomnianą narracją, emocjom też nadaliśmy moralne znaczenie. Przez to mamy problem z ich swobodnym wyrażaniem, zwłaszcza złości, żalu czy smutku. Dodatkowo, zgodnie z tą samą moralną logiką nakazuje się nam wybaczyć doznane krzywdy, właśnie poprzez stłumienie wspomnianych emocji. Tworzy się więc z tego swoiste błędne koło. Z jednej strony przywiązujemy się do moralnego aspektu zdarzenia, które wyrządziło nam krzywdę, a to naturalnie wzmaga nasze cierpienie. Z drugiej zaś, z powodu tych samych zasad, piętnujących to zdarzenie, zaleca się nam odpuścić. Odrzucić wszelkie „negatywne” emocje, które temu towarzyszą. Mówiąc obrazowo, to tak jakby ktoś nam powiedział: „To co ci zrobiono jest złe, i godne potępienia. Masz prawo czuć się skrzywdzony. Jednak nie możesz na to emocjonalnie reagować, złościć się i czuć żalu. Po pierwsze nic ci to nie da, a po drugie, to też jest złe. Musisz więc odpuścić.”

Do czego to ostatecznie prowadzi? Otóż moralna narracja jest swego rodzaju pułapką i chcąc nie chcąc wymusza trzymanie się własnej krzywdy. Bywa, że nosimy ją nawet przez całe życie. Żyjemy ze złudnym przekonaniem, że ukaranie sprawcy oraz zadośćuczynienie da nam wewnętrzny spokój. Albo zmuszamy się do wybaczenia. Zazwyczaj prezentujemy też te obie, wykluczające się postawy. Próbujemy pogodzić motyw kary z wybaczeniem. Nie dziwne więc, że to wszystko nie działa, wręcz zwiększa naszą frustrację, a my nie możemy skorzystać z recepty, która jest prawdziwie użyteczna. Czyli ze wspomnianego, emocjonalnego uwolnienia. To przecież nie mieści się w ramach moralnej logiki. I tak oto, sami komplikujemy sobie życie. Potęgujemy własne cierpienie, w imię zasad, które są ważniejsze od psychicznego komfortu.

fot. 4117354 (pixabay)



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *