Rozważny czy romantyczny?

Co jest właściwe? To co czuję, czy to co czuć powinienem?

Czy gdy kocham, tęsknię i ciężko to przeżywam to znak, że jestem słaby i że powinienem się ogarnąć? Może, gdy w końcu się za siebie wezmę to poczuję się silny i stanę na nogi? Wobec tego, może powinienem więcej medytować? Skorzystać z duchowego wsparcia? Po raz kolejny przerabiać relacje z rodzicami? Wzbudzić więcej miłości do siebie samego? Odnaleźć w sobie to wszystko czego szukam w drugiej osobie? Czy wtedy poczuję się kompletny i samowystarczalny? Moje problemy się skończą i nie będę cierpiał?

A może nie muszę nic zmieniać? Może tak ma być? Może mam przeżywać to wszystko i po prostu obserwować swoje myśli i uczucia? Może wszelkie próby zmiany mojego stanu są wyrazem braku akceptacji tego jaki jestem? Czyż nie wynikają z potrzeby „naprawienia” czegoś we mnie co rodzi psychiczny dyskomfort? Bo skoro chcę się zmienić, to znaczy, że nie lubię siebie dotychczasowego. Czującego, wrażliwego i przeżywającego.

Wobec tego, której części siebie mam zaufać? Czy tej która chce zmiany, czy tej która akceptuje i obserwuje? Jednocześnie, kim jest część we mnie, która się nad tym wszystkim zastanawia i pisze ten tekst? Czy ona jest ostatecznym sędzią w tej całej rozkminie?

Ktoś kiedyś powiedział, że życie nie jest problemem, który trzeba rozwiązać, ani pytaniem, na które należy odpowiedzieć. Życie jest tajemnicą, której trzeba doświadczyć.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *