Projekt „Dzieci”

Posiadanie dzieci w obecnych czasach stało się bardziej kulturowym celem a mniej wyrazem biologicznego impulsu. Instynkt macierzyński został zastąpiony przez obyczajową presję i lęk przed samotnością. Samo określenie „posiadać dzieci” niewiele ma wspólnego z naturalną potrzebą dawania życia i duchową tajemnicą. Rodzina, mąż/żona i dzieci to teraz rodzaj organizacyjnego przedsięwzięcia, wręcz inwestycji.

W dzieciach pokładamy wielkie nadzieje. Traktujemy jak swoje własne osiągnięcie, jak rodzaj lokaty. Dlatego tak wielką wagę przykładamy do ich edukacji, umiejętności, zdolności, itd. Chcemy się nimi chwalić, jesteśmy dumni z ich zalet. Stają się wizerunkowym gadżetem, który ma świadczyć o naszej wartości („macie takie mądre i zdolne dzieci”). Oczekujemy więc, że będą piękne, dobrze się uczyć, uprawiać sporty, znać obce języki, i mieć inne talenty. Rzekomo po to, żeby miały dobre życie. To jednak głównie zaspokajanie własnych potrzeb i ambicji. Spodziewamy się uznania, podziwu, żeby mieć poczucie, jakimi to jesteśmy wspaniałymi rodzicami, jaką mamy szczęśliwą rodzinę. Kolejny powód do dumy. Od własnych dzieci oczekujemy też wdzięczności, za nasze oddanie i poświęcenie. Cały czas licząc, że w końcu docenią to co zrobiliśmy i że na starość odwzajemnią nasze zaangażowanie. Inwestycja musi się przecież zwrócić. Dlatego jak najdłużej staramy się je trzymać przy sobie, mamy problem, żeby je puścić do świata. Uzależniamy je od siebie, ponieważ je potrzebujemy. Mają ukoić nasz lęk przed samotnością, mają się nami opiekować, tak ja my nimi. To wszystko z powodu głębokiego poczucia, że dzieci są dla nas a nie dla świata. Że są naszym projektem, naszą własnością. Dlatego tak bardzo nie chcemy pozwolić im odejść. A gdy już dorosną i opuszczą rodzinny dom, wciąż staramy się je kontrolować i wpływać na ich życie. Przez to odbieramy im wolność. Obciążamy je bagażem własnych oczekiwań. Zresztą to samo zrobili nasi rodzice. Może już czas, żeby przerwać ten cykl toksycznych powtórzeń. Zająć się wreszcie sobą i przestać projektować swojej frustracje i niespełnione marzenia na własne dzieci.

fot. sandypucca97 (pixabay)



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *