Żeby zacząć, najpierw zakończ
„Robin: Skoro przeżyliśmy żałobę po tym, co zostało utracone, możemy zostawić to za sobą i iść dalej.
John: Lecz jeśli nie do końca przeżyliśmy ten żal, to nie sposób się od niego uwolnić.
Robin: Słusznie. Poczucie straty będzie trwało w nieskończoność i człowiek nie będzie mógł swobodnie ruszyć naprzód.” Robin Skynner i John Cleese „Żyć w rodzinie i przetrwać”
Żeby zacząć coś nowego trzeba zakończyć to co stare. Dewiza szczególnie ważna w sferze uczuć. Gdy zaczynamy nowy związek bardzo ważne jest aby ten poprzedni był w pełni zakończony. Zwłaszcza emocjonalnie. Przez emocjonalne zakończenie rozumiem proces przeżycia żałoby po tym co się rozpadło. Przeżycia wszelkich emocji, wyrażających ten stan, zwłaszcza żalu i smutku. Ale też uszanowanie byłego partnera i uznanie jego roli w naszym życiu. Na tym według mnie opiera się efektywne zakończenie, pozwalające budować coś nowego.
Rzadko jednak dochodzi do tego, by pozwolić sobie w pełni na opłakanie straty, na przejście całego procesu żałoby. Są przecież inne ważniejsze sprawy. W świecie zdominowanym przez obowiązki, pośpiech i kult zadowolenia, przeżywanie żałoby to luksus, na który stać niewielu. Zwykle nie ma na to czasu i warunków. Trzeba szybko wziąć się w garść i żyć dalej. Dlatego więc szybko uciekamy w pracę, zabawę, używki a zwłaszcza w nowy związek. Zresztą nawet jak byśmy chcieli się z tym zmierzyć, to przecież nie wiemy jak. Nikt nas nie nauczył jak przeżywać straty. Tym bardziej tej związanej z rozstaniem. To co znamy najlepiej to odwracanie uwagi od przykrych uczuć oraz pomstowanie na zły los i na byłego partnera, którego obwiniamy za nasze cierpienie. Jednak w ten sposób zagłuszamy żal i smutek, uczucia, które w tej sytuacji potrzebują się wyrazić. I tak długo jak nie pozwolimy sobie na to, zatrzymane emocje będą nam ciążyć, wlec się za nami jak balast. Z nimi też wejdziemy w nowy związek. I ten swoisty bagaż z przeszłości, stanie się jego toksyczną częścią. Stąd, liczenie na to, że w nowej relacji odżyjemy, że ona wreszcie da nam szczęście to tylko mrzonki. To jak myślenie dziecka, któremu się wydaje, że nowa zabawka będzie tą najlepszą albo, że wypełni pustkę po stracie poprzedniej. Bo to nie o zabawkę chodzi, tylko o nasze wewnętrzne nastawienie, naszą reakcję na to co nas spotyka. I dopóki się tym nie zajmiemy, dopóty będziemy powtarzać ten sam schemat – skupiać się na tym co na zewnątrz, na związku i partnerze, który raz ma być źródłem szczęścia a innym razem przyczyną cierpienia. I tak w kółko, aż w końcu nie zrozumiemy, że nasze życie jest przejawem tego co w środku, przejawem naszego nastawienia i oczekiwań. Dlatego po każdym bolesnym rozstaniu dobrze jest zająć się swoimi emocjami. Pozwolić na ich pełne wyrażenie, zamiast od nich uciekać. Dobrze jest dotknąć tego co bolesne i być z tym aż w pełni wybrzmi. Przeżyć żałobę po tym co się rozpadło. Dzięki temu będziemy gotowi na to by pójść dalej.
I na koniec ponownie cytat ze wspomnianej książki:
„John: Powiedziałeś w którymś momencie, mówiąc o zdrowych rodzinach (chodzi o zdrowie emocjonalne – KB), że przy pierwszym zetknięciu z badaniami na ich temat byłeś zaskoczony, jak łatwo i naturalnie ludzie zdrowi żenią się ponownie po stracie partnera.
Robin: To prawda. Przeżyli żałobę w sposób bardzo pełny i głęboki. A ponieważ mogli pozwolić sobie na tak dogłębne przejście przez ten proces, potrafili po stracie wrócić do zdrowia o wiele szybciej niż większość z nas. I potem kontynuowali swoje życie i budowali je na nowo. (…) Musimy pozwolić, by stare więzi rozpadły się, zanim będziemy w stanie na nowo pozbierać się i dopasować do nowej sytuacji. Coś jak rozbiórka domu przed wybudowaniem na tym miejscu nowego.”