Uwalniający policzek, czyli o przyjmowaniu kobiecych emocji
W filmie „Młodość” (reż. Paolo Sorrentino), którego akcja rozgrywa się w hotelu-spa, jest scena kiedy to w hotelowej restauracji kobieta wstaje od stołu i bez słowa policzkuje swojego męża. Jej zachowanie wydaje się być kompletnie irracjonalne, zwłaszcza, że nie poprzedziła go żadna kłótnia. Co więcej, małżonkowie w ogóle nie rozmawiali. Poza tym od początku filmu obserwujemy tę parę jak dzień w dzień spożywają posiłek w chłodnej, milczącej atmosferze, bez ani jednego słowa. Widać, że ich związek wypełnia pozbawiona emocji rutyna. Wszystko odbywa się wg ustalonego porządku. Stąd, spoliczkowanie męża jest zachowaniem, które kompletnie nie pasuje do dotychczasowego wizerunku. Pikanterii temu wszystkiemu dodaje następująca po tym scena, kiedy wspomniana para uprawia namiętny seks w lesie, podczas którego oboje krzyczą w erotycznym uniesieniu. Możemy się więc domyślać, że kobiecy wybuch wywołał coś ważnego i pozytywnego.
Sceny w restauracji i w lesie bardzo mnie poruszyły. Pomyślałem o tych wszystkich kobietach, które bardziej lub mniej świadomie mają ochotę spoliczkować swoich partnerów, czy w inny sposób pokazać swoją frustrację. Ile kobiet chciałoby wyrazić powstrzymywane emocje. Dać upust uczuciom żalu, złości czy też bezsilności i słabości. Po prostu pozwolić sobie na uczuciową ekspresję w zaufaniu, że zostanie przez mężczyznę przyjęta. Dla mnie scena spoliczkowania ma głęboką wymowę. Pokazuje akt emocjonalnego wybuchu, który musiał w końcu nastąpić. Manifestację żywej kobiecej energii, jej dzikości, która z powodu splotu różnych okoliczności musiała być skrywana. Dobrze wiemy, że emocjonalność kobiet od zawsze była dla mężczyzn czymś podejrzanym i nieakceptowanym. Wymownym tego symbolem jest wzorzec grzecznej dziewczynki, krzywdzący mit kobiecej histerii a w czasach dawnych paniczny lęk przed wiedźmami i czarownicami. W efekcie tego przykrego procesu kobiety zmuszone były odrzucić swoją emocjonalność, zakładając „pancerz” racjonalnego zdystansowania. Chroniąc się w ten sposób, pozbawiły się części swojej kobiecości. Smutne.
To nieistotne, że w pokazanej scenie kobieca emocjonalność przejawia się w agresywnym odruchu, bez widocznego powodu. Ważny jest tutaj sam akt wyrażenia się, niezależnie od tego czy ma logiczne usprawiedliwienie w danym momencie. Chodzi o ekspresję, która może liczyć na akceptację. Tak jak w filmie – emocjonalny wybuch nie zostaje odrzucony, czego potwierdzeniem jest miłosny akt w lesie. Bo kobieca uczuciowość nie musi być logiczna, żeby miała być przyjęta. W tym właśnie tkwi jej urok.
Po obejrzeniu sceny spoliczkowania pomyślałem sobie, że dobrze by było, żeby każda kobieta, jeśli tak poczuje, dała sobie prawo na świadome dokonanie takiego aktu. Uważam też, że każdy mężczyzna powinien zdobyć się na gest aby to przyjąć. I nie chodzi o zemstę czy karę za winy mężczyzn. Spoliczkowanie jest tutaj dla mnie aktem symbolicznym, w którym kobieta po prostu wyraża swoje emocje a mężczyzna się na to godzi. Bowiem akceptowanie kobiecej emocjonalności w jej wszelkich przejawach (od bezbronnego płaczu po rzucanie talerzami) to jeden z najpiękniejszych darów, jaki mężczyzna może dać kobiecie. Ona z kolei może to odwzajemnić poprzez dar zaufania, wiary w jego siłę i poczucie, że jest przy nim bezpieczna. Kobieta, która wie, że w obecności mężczyzny może sobie pozwolić na emocjonalną kruchość i dzikość czuje się wolna.
Akt „spoliczkowania” mógłby być wspaniałym sposobem dla uzdrawiania relacji damsko-męskich. Obie strony na tym korzystają. Kobieta, bo może wyrazić swoje emocje a mężczyzna bo może poczuć swoją siłę. Kobieta daje mężczyźnie swoje zaufanie, że on zniesie jej dzikość i uczucia. Mężczyzna daje jej akceptację i poczucie bezpieczeństwa. Taka wymiana to sposób na budowanie prawdziwej i żywej relacji.
Nie chodzi o to, żeby teraz kobiety zaczęły policzkować swoich facetów. Jak już pisałem, to tylko symbol. Czasem wystarczy po prostu rozmawiać o swoich emocjach i potrzebach z otwartością i zaufaniem. W książce „Terapia otwartego serca” (autor Bob Mandel) opisana jest praktyka, której celem jest uwalnianie gniewu w związku. Nazywa się „Gra nagiej prawdy”. Polega ona na tym, że partnerzy wchodzą do wanny, i każdy z nich ma czas na przedstawienie „frustracji dnia”, czyli swoich pretensji, w stylu „nienawidziłam cię dzisiaj, gdy spóźniłeś się na spotkanie”, „jestem gotowa cię zostawić bo nie kupujesz mi kwiatów”, „jestem zazdrosna, że tyle czasu spędzasz z matką”, itd. Tego typu myśli partnerzy zwykle zatrzymują w sobie, gdyż traktują je jako zbyt trywialne aby je ujawniać. Ale jak słusznie zauważa Bob Mandel, gdy nie są na bieżąco sygnalizowane powodują kumulowanie narastającego gniewu a to blokuje przepływ uczucia miłości. Podczas gry adresat przedstawianych „pretensji” głęboko oddycha i przyjmuje to co usłyszał bez tłumaczenia się. Wyrażane żale traktuje się tutaj jako myśli, które po prostu mają ulec rozładowaniu. Po zakończeniu wymiany partnerzy mają się objąć, podziękować sobie i spuścić wodę. W ten sposób dokonuje się oczyszczenie.
Opisana praktyka może być wspaniałym sposobem na rozładowanie napięć w związku, na powstrzymywanie kumulacji gniewu i innych trudnych uczuć. Dzięki niej policzkowanie z pewnością nie będzie już konieczne :-).
Dziękuję za ten tekst. Trafiłam tu bo właśnie zorientowałam się że mam ochotę na spoliczkowanie mojego narzeczonego. Zaniepokoilam się bardzo tą moją chęcią! W życiu nigdy nikogo nie uderzyłam. Moje emocje w tej relacji sięgnęły zenitu. Dla mnie ten policzek miałby być symbolem mojego gniewu, bezsilności, frustracji, ogromnego żalu i wielu innych nieprzyjemnych emocji i jednocześnie bierności i jakiegoś niezrozumiałego dla mnie letargu/blokady narzeczonego. A tu symbol przebudzenia. Mam ochotę krzyczeć OBUDZ SIĘ!
Dziękuję za komentarz