Ciekawość, pierwszy stopień do…samopoznania

„Nigdy nie trać świętej ciekawości. Kto nie potrafi pytać nie potrafi żyć.” Albert Einstein

Jest pewna prawidłowość, im mniej siebie lubisz tym mniejsza w tobie ciekawość tego kim jesteś. Przez to z nieufnością podchodzisz to wszelkich praktyk rozwojowych czy terapeutycznych. Wydaje ci się, że „grzebanie” we własnym wnętrzu, emocjach czy w dzieciństwie niczemu nie służy. Że to zbędna fanaberia. Jednakże, takie podejście jest właśnie wyrazem niechęci do siebie i tego co mógłbyś w sobie zobaczyć, gdybyś zajrzał głębiej. Niechęci, która nie wzięła się znikąd. Została ci kiedyś zaszczepiona przez dorosłych, przez to jak byłeś traktowany. Przez to, jak odnoszono się do twoich potrzeb, emocji i uczuć. Bo często były odrzucane lub bagatelizowane. To właśnie ukształtowało twój stosunek do siebie, do własnego wnętrza. Dlatego je teraz odrzucasz bądź bagatelizujesz. Albo myślisz, że nie ma tam nic ciekawego, albo wręcz boisz się, że mógłbyś odkryć coś strasznego. Masz bowiem odczucie, że coś jest z tobą nie tak, że twoje wnętrze ma jakiś feler. Stąd przekonanie, że nie warto się tym zajmować.

Brak ciekawości siebie to również przejaw zaniku twojej żywotności. Objaw utraty zachwytu nad światem, jego bogactwem i różnorodnością. Również zachwytu nad sobą. Ponieważ ciekawość i fascynacja kojarzy się z infantylną ekspresją, a ona nie pasuje do uporządkowanego świata dorosłych. Ta ekspresja jest zbyt żywa, a przez to nie podlega kontroli. A wszystko czego nie da się skontrolować zwykle wywołuje lęk. Dlatego, żeby czuć się bezpiecznie, ograniczamy przejawy ekspresji, żywotności, wsadzamy je do sztywnych ram. Jednak w ten sposób zabijamy w sobie życie, stając się racjonalnymi i zdystansowanymi sztywniakami. Wzruszamy cynicznie ramionami na wszelkie oznaki uczuć i ekspresji. Wyzbywamy się ciekawości tego co żywe i nieznane. Byle tylko nie poczuć się głupio i dziecięco. Jesteśmy przecież dorośli, a to zobowiązuje. Dorosłość kojarzy nam się z powagą, logicznością oraz racjonalnym i uporządkowanym życiem. Takie jednak podejście zamyka nas na piękno dookoła oraz uroki własnego wnętrza.

Czy to wszystko znaczy, że ci którzy korzystają z terapii, coachingu, czy innych form samorozwoju są ciekawi siebie? Niekoniecznie. Ponieważ ich aktywność często wynika bardziej z potrzeby szukania pomocy, potrzeby rozwiązania problemów życiowych i z towarzyszącego poczucia „co muszę w sobie zmienić, żeby było dobrze?”. Temu podejściu rzadko towarzyszy ciekawość, raczej poczucie konieczności oparte na myśli, że nasze zepsute wnętrze wymaga naprawy. Stąd proces terapeutyczny wydaje się być taki trudny i często uruchamia dużo oporu i niechęci. I częścią tej awersji jest właśnie brak ciekawości siebie. To wszystko się ze sobą wiąże.

Ciekawość to dobra cecha, jest twórcza i odkrywcza, wzbogaca naszą egzystencję. Jest wyrazem ekspresji i zachwytu nad tym co się dzieje. Bez niej wpadamy w monotonię i marazm. Bez ciekawości umieramy za życia.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *