Płacz i nie przepraszaj
Zauważyłem ciekawe zjawisko, gdy podczas występów, rozmów czy wywiadów pokazywanych w mediach niemal każdy przeprasza za to, że płacze. To samo obserwuję w codziennym życiu. Ile razy widziałem wzruszonych ludzi próbujących powstrzymać płacz, zawstydzonych z tego powodu. Ile razy ja to robiłem. Powstrzymywanie łez i przepraszanie wydaje się być absurdalne, bo przecież nie robimy nic złego.
Płacz jest silnym odruchem emocjonalnym. Może wyrażać wiele uczuć: smutek, radość, żal czy złość. Jest bardzo wyrazisty, widać wtedy, że naprawdę coś przeżywamy. Jest głębokim i żywym doświadczeniem. Jest dla nas dobry, korzystny dla naszego ciała i psychiki. Oczyszcza, uwalnia od napięcia, daje ukojenie. Płacz jest przejawem energii życiowej, która jest w nas.
Przepraszanie za płacz wiąże się z przekonaniem, że nie mamy prawa tego robić. Nie mamy prawa pokazywać swoich emocji, uczuć i życia, które w ten sposób wyrażają. Dzieje się tak bo w dzieciństwie nasz płacz był wielokrotnie odrzucany. Rodzice lubią mieć grzeczne dzieci, które nie sprawiają kłopotu, czyli takie które za bardzo nie brykają i się nie mazgają. Takie co to się dobrze uczą, są posłuszne i odpowiedzialne. Płacz nie mieści się w tym modelu.
Dziecko potrzebuje miłości, dlatego zrobi bardzo dużo, żeby na nią zasłużyć. W zasadzie zrobi wszystko czego oczekuje od niego rodzic. Po to, żeby nie zostać odrzuconym. Więc gdy widzi brak akceptacji dla swojego płaczu to przestanie go pokazywać. Skoro nieustannie zwraca mu się uwagę, to uzna, że robi coś niewłaściwego. Dziecięcy płacz tak irytuje dorosłych bo albo narusza spokój, albo kojarzony jest ze słabością i niedojrzałością. To wymowne, że w naszym języku tyle synonimów dla „płakać” ma negatywny i oceniający przekaz. Hasła jak: ryczeć, beczeć, mazać się czy mazgaić bynajmniej nie są neutralne. W tych słowach zawiera się wyraźny przekaz – jeśli płaczesz, to znaczy, że sprawiasz kłopot, albo jesteś słaby i niedojrzały albo wszystko razem wzięte. Dlatego powinieneś się wreszcie ogarnąć.
Słysząc to wszystko dziecko ogranicza płacz i z wiekiem robi to coraz rzadziej. Wie, że to nie jest dobre zachowanie. Z tego tworzy się silne negatywne przekonanie o płaczu. Stąd, jako dorośli mamy odruch, żeby przepraszać za łzy, jak za coś złego. To dzieje się wręcz automatycznie. Przepraszanie za płacz jest swego rodzaju wyznaniem winy, bicia się w pierś. Tak jakbyśmy chcieli powiedzieć: przepraszam, że sprawiam kłopot, że nie jestem silny i sobie nie radzę, przepraszam, że jestem niedojrzały. To wszystko w ramach obowiązującego w naszej kulturze paradygmatu – trzeba być silnym, odpowiedzialnym i uporządkowanym. To ma stanowić o naszej dorosłości i dojrzałości. A płacz jest tego zaprzeczeniem. Stąd dominuje emocjonalny dystans, który przejawia się przez powściągliwość i zrównoważenie. Jeśli więc pokazujesz emocje, jesteś uczuciowy to znaczy, że jesteś słaby i nieogarnięty. A słabość w naszej kulturze jest passe. Nie lubimy słabeuszy, którzy nie radzą sobie w życiu. Gdy obserwujemy bezdomnych, żebraków, meneli w parku, wywołują w nas odruch politowania czy wręcz pogardy. Trudno o uczucie empatii. Raczej odbieramy ich jako nieudaczników, tych którzy nie mieli dość siły, żeby prowadzić „właściwe” życie. Podobnie jest gdy obserwujemy ludzi użalających się nad sobą, przesadnie uczuciowych. Nie dziwne więc, że płacz jest powszechnie nieakceptowany, skoro automatycznie kojarzy się ze słabością i brakiem emocjonalnej równowagi. Bycie silnym, odpowiedzialnym i zrównoważonym to wręcz dogmatyczny wzorzec, tak jak bycie nieskazitelnie dobrym. W tych warunkach płacz i okazywanie słabości jest swego rodzaju grzechem. Za grzechy się przecież przeprasza i wywołują poczucie winy. A tak się dzieje, gdy płaczemy.
To wszystko nieprawda. Płacz nie jest oznaką słabości i niedojrzałości. Płacz to przejaw życia w nas, które nieustannie chce się manifestować. A życie jako takie nie wyraża niczego innego oprócz siebie. Ono po prostu jest i nie podlega ocenie, nie podlega definicji. I właśnie przez to wydaje się być nieuporządkowane, zmienne, ciągle się wymyka i ucieka. Bo nasz analityczny umysł kocha porządek, kontrolę i spokój. Dlatego czuje się zagrożony, gdy pojawiają się emocje. Gdy dzieje się coś co wychodzi poza ramy. To przeraża. Stąd u ludzi potrzeba kontrolowania uczuć, ich definiowania i porządkowania. Potrzeba nadawania im znaczenia. Dlatego podzieliliśmy emocje na dobre i złe, pozytywne i negatywne, moralne i niemoralne, te co świadczą o sile albo o słabości, itd. W ten sposób nasz umysł próbuje sobie radzić z tymi wszystkimi przejawami życia. Tak stara się je skontrolować. Stąd więc niechęć do płaczu, który dobitnie to życie pokazuje. Dlatego gdy przepraszamy za płacz to tak jakbyśmy przepraszali za to, że żyjemy.
Płacz więc i nie przepraszaj.