MISTRZOWIE ŚCIEMY, W ŻYCIU I W PRACY

Jesteśmy mistrzami ściemy. Najpierw jako dzieci słyszymy od dorosłych jak żyć, obserwując przy tym niespójność tego co mówią z tym co prawdziwie czują. Potem jako dorośli robimy to samo, mówimy innym co mają robić, a w głębi duszy myślimy inaczej. Kreujemy swój własny wizerunek w niezgodzie do wewnętrznej prawdy. Dlatego musimy ją nieustannie wypierać. To najlepsza metoda, żeby jakoś poradzić sobie z konfliktem, który jest w nas. Choć jest to jak pyrrusowe zwycięstwo, koszty są większe od zysków. Udajemy więc przed samym sobą, żeby zachować twarz i żeby nie czuć rozczarowania własną postawą. I tak oto, nasze życie, to ciągła gra „w kotka i myszkę” ze sobą i innymi. A że, grają w nią prawie wszyscy, to nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ten specyficzny styl życia stał się normą. Dlatego każdy kto stara się z tego wyłamać traktowany jest z dość dużą rezerwą. Czasem i wrogością.

Szczególnym rodzajem opisywanego „mistrzostwa” jest ściemnianie za pieniądze. Skoro udawanie jest powszechnym stylem życia, to oczywiste jest, że można też na tym zarobić. Jaskrawym przykładem są tutaj politycy i księża. W pewnym sensie oni zarabiają na własnej hipokryzji. I nie ma się co dziwić, przecież od dziecka przywykliśmy do słuchania fałszu, dlatego też nie mamy problemu żeby za niego zapłacić.

Częścią tego zjawiska jest również utrzymywanie się z pracy, której nie lubimy. A jak wiadomo to powszechne. Musimy więc udawać, że to co robimy sprawia nam przyjemność. Im więcej udawania tym więcej pieniędzy. Jednak w ten sposób oszukujemy tych, którzy korzystają z naszej pracy. Ale też przywykliśmy do tego. To stało się normą. Dlatego przy wyborze specjalisty w ogóle nie zastanawiamy się nad tym, czy lubi swoją pracę. Większe znaczenie ma to ile ma dyplomów, skończonych kursów, i czy wygląda na człowieka sukcesu. Takiego podejścia nauczyło nas wychowanie i edukacja. Ważniejsze były dobre oceny niż przyjemność z uczenia, bycie dobrym i poukładanym uczniem niż prawdziwym i ekspresyjnym dzieciakiem. Ten schemat więc obowiązuje też w życiu dorosłym.

Kolejny przykład: zarabianie na doradzaniu innym w sprawach życiowych. Na mówieniu co mają robić. Tutaj schemat jest podobny. Bardzo często osoby doradzające w sprawach emocjonalnych są niespójne z tym co faktycznie czują. Bardziej kierują się przekazem intelektualnym, zdobytą wiedzą psychologiczną a mniej swoją wewnętrzna prawdą. Często ich przekaz nie przystaje też do ich osobistego życia. Mocna potrzeba trzymania się swojego wizerunku (jestem człowiekiem sukcesu, w sprawach zawodowych i uczuciowych) nie pozwala być do końca prawdziwym. Przecież ich zawodowy sukces opiera się właśnie na wykreowanym wizerunku. Nie mogą więc być autentyczni. Żyjemy przecież w świecie opartym na udawaniu. Zwłaszcza w sprawach emocjonalnych. Dlatego ten który doradza w tej dziedzinie musi sprawiać wrażenie, że wszystko u niego jest w najlepszym porządku. Inaczej przestałby być autorytetem i straciłby swoich klientów. Nic dziwnego, oni wolą jego wizerunek niż jego prawdę. Więc wszystko się wzajemnie nakręca.

Bardzo trudno być prawdziwym. Kultura, w której żyjemy uczy nas, że udawanie jest niezbędnym warunkiem, żeby przetrwać. Stąd, niemal wszystko podporządkowane jest temu przekazowi. To rodzaj społecznej umowy, w duchu „wszyscy udajemy i niech już tak zostanie”.

fot. AdamMalycha (pixabay)



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *